Wczoraj było u nas niezłe zamieszanie. Sami tylko zobaczcie ...
Nie, nie troi się Wam w oczach. Ja też co chwilę miałem takie wrażenie. Ale to po prostu przyjechała do nas berneńska rodzinka Mili, z daleka, bo aż ze Śląska.
Żeby było jasne, na górnym zdjęciu n i e m a Mili...
To wszystko są nasi goście.
Nie licząc oczywiście mnie. Ale mnie łatwo rozpoznać, bo ja nie jestem tricolor ;)
A teraz zagadka: która to Mila ?

Powiem szczerze, że sam się nad tym trochę głowiłem, no i gdyby nie ten Milki biały wąsik, to naprawdę bym chyba zwątpił...
Chwil zwątpienia miałem zresztą kilka, bo w oczach mi się dwoiło i troiło.
Przez dobrych parę chwil czułem się po prostu oszołomiony. Przez moment zastanawiałem się nawet czy to przypadkiem nie kolejna niespodzianka moich rodziców, którzy postanowili może znowu powiększyć nasze psie stado... ;o

No ale nie. To naprawdę byli goście :)

I w dodatku bardzo fajni.
Najbardziej chyba polubiłem Bunię, ale ona chyba mnie nie aż tak bardzo, bo zamiast zgodzić się na propozycję wspólnej zabawy, wolała chować się przede mną za płotkiem...
Trochę myślę sobie, że to była taka babska kokieteria, bo bardzo pięknie się Bunia komponowała w Mamusinych hostach i paprociach...
No ale ja, jak to ja, nie zamierzałem się narzucać.
Wiki, ta panna którą widać z lewej strony, wcale nie bardzo była mną zainteresowana, co dosyć szybko dała mi odczuć. A ten Bern, który siedzi po prawej, ma na imię Benuś. Z nim się jakoś dogadałem. Fajny chłop z niego.
Na tym zdjęciu on pilnuje swojego tatusia, a ja swojego. Żeby nam się nie pomieszali.
Generalnie to po pierwszym zamieszaniu, każdy starał się pilnować swojej rodzinki, żeby się potem
nie okazało, że został nie ten kto miał zostać, a pojechał nie ten kto miał pojechać...
Ale kiedy już każdy dostał coś na ząbek, to wspólnie zalegliśmy podłogę w kuchni, znów pilnując, żeby wszystko i wszyscy byli na swoich miejscach.
Nawet Bunia też ich wolała mieć na oku. Strzeżonego Pasterz strzeże...
To był bardzo fajny dzień. Pomimo tego zawrotu głowy na początek, bawiliśmy się naprawdę nieźle!
A teraz powiem Wam dlaczego ta wizyta była pasterska. Jak wiecie, Mila i Mili rodzinka ze Śląska, to berneńczyki, czyli Berneńskie Psy Pasterskie.
I od nich właśnie wzięła swoją nazwę Fundacja Pasterze, która pomaga bezdomnym berneńczykom i owczarkom podhalańskim. A z tego co wiem, niejeden pies nie-pasterski również znalazł u nich pomoc. Fundacja Pasterze organizuje tym psiakom opiekę i pomaga znaleźć ten jeden jedyny prawdziwy DOM.
Dzięki tej Fundacji Mila trafiła do nas, bo Rodzice znaleźli ja na Pasterskim Forum, kiedy szukała domu i postanowili ją adoptować. Już niedługo minie rok od tego pięknego dnia!
I Wiki i Bunia też pochodzą z adopcji, a ich Mamusia pomagała też Milce w jej poszukiwaniach domu.
Jak pewnie niektórzy z Was pamiętają, ja też jestem psem adoptowanym. Jest nas, psów niechcianych, bardzo, bardzo wiele. Mnie i Milce się w życiu poszczęściło. Ale wielu moim kolegom nie udało się jeszcze znaleźć prawdziwego domu. Dlatego, kiedy słyszycie że ktoś szuka psiego przyjaciela, doradźcie mu żeby zamiast kupować, zajrzał na strony psich ogłoszeń. Tam na pewno od dawna czeka na niego ten jeden jedyny prawdziwy PSYjaciel. I będzie go kochał tak mocno, jak ja kocham swoją Rodzinkę :)